On - casanova, miłośnik koszykówki, jeździ motorem, chce szaleć.
Co może (po)łączyć tych dwoje ludzi? ...dziecko!
Co prawda wystarczy obejrzeć na Youtube dwu i półminutowy trailer filmu "Life as we know it", aby poznać całą jego fabułę i końcowy happy end, jednak wtedy ominęłoby nas prawie dwie godziny oglądania całkiem sympatycznej komedii romantycznej.
Messer i Holly od swojego pierwszego - zaaranżowanego przez wspólnych znajomych - spotkania, delikatnie mówiąc nie przepadają za sobą. Ich wzajemna niechęć do siebie musi jednak zejść na drugi plan w obliczu ostatniej woli wyrażonej w testamencie ich przyjaciół, którzy niespodziewanie giną w wypadku samochodowym. Stanowi ona, że opiekunami ich jednorocznego dziecka powinien zostać od zawsze "kochający się" duet. Boski plan, przeznaczenie, psikus znajomych, a może po prostu droga do prawdziwej miłości?
Scenariusz nie stanowi, aż tak wielkiego oryginału bo dzieci w tego typu filmach odgrywają dosyć często "kluczową" rolę, jednak pewnym novum jest sposób pojawienia się dziecka w życiu głównych bohaterów.
Jest dzidzia, są niedoświadczeni rodzice, zabraknąć więc nie może scen z dziecięcą kupą, problemami z przewijaniem, karmieniem i sposobami na uśpienie pociechy. Szczególnie śmieszna jest scena z basebolówką, jak też kwestia "Sweetie, you have shit on your face" :)
Jednak macierzyństwo i tacierzyństwo, tym bardziej nieplanowane, nawet w hollywoodzkich komediach romantycznych to także rozterki, problemy i wyrzeczenia. Trzeba utrzymać duży dom; być zawsze gotowym do poświęceń; zrezygnować z kariery, przenosin do większego miasta, robienia tego co się w życiu kocha.
Grająca Holly Katherine Heigl, która w ostatnim czasie wyspecjalizowała się aktorsko dla ról w komediach romantycznych wypada w "Och, życie" więcej jak przyzwoicie. A przyznam, że aktorkę lubię jeszcze z zamierzchłych czasów, kiedy pewna polska stacja TV nadawała serial pt.: "Roswell: W kręgu tajemnic".
Josh Duhamel wcielający się w postać Messera nie jest jeszcze tak rozpoznawalną twarzą, ale nie można wykluczyć zmiany w tym względzie po angażu w "Life as we know it", jak również w "When in Rome".
Ciekawą wydaje się być nakreślona w filmie konkluzja dotycząca wyborów życiowych, jak też miłosnych człowieka. Wydaje się, że są one kształtowane w niedużym stopniu przez nas samych, w przeważającym natomiast przez okoliczności i sytuacje, którym przychodzi nam nieoczekiwanie stawić czoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz