wtorek, 19 października 2010

Na początek...

... wypada napisać coś ogólnego. O sobie na przykład. Nie zdradzając oczywiście danych osobowych, żeby fanki nie zaczęły nękać mnie na rodzimym portalu społecznościowym, czy tym poważniejszym zagranicznym mającym zarejestrowanych aż! 500mln użytkowników, a o którym zapewne co nieco niebawem napisze, kiedy tylko dane mi będzie obejrzeć świetnie zapowiadający się film Social Network.

Przygoda moja z serialami amerykańskimi zaczęła się na pierwszym roku studiów (teraz jestem na piątym, więc trwa to już jakiś czas). Zarażony zostałem wtedy bakcylem oglądania bez mała wciągających pierwszych epizodów serialu Prison Break. Kto oglądał, a myślę że wielu, wie o czym mowa.
Dalej poszło lawinowo, a że byłem z lekka do tyłu z produkcjami amerykańskich stacji telewizyjnych pokroju abc, Fox, Show Time czy innych, można było zacząć oglądać całe sezony odcinek po odcinku, nie martwiąc się tygodniową przerwą w emisji. Zacząłem więc zaległości nadrabiać. Lost, Dexter, czy mój ulubiony House oglądało się z zapartym tchem kilka odcinków pod rząd nie zważając na coś tak przyziemnego jak głód i ciśnięcie w żołądku.

Obecnie na moim celowniku jest 15 tytułów seriali których odcinki oglądam na bieżąco dzień po telewizyjnej premierze w USA. Każdego z osobna wymieniać nie będę. Nie długo, mam nadzieję, pojawią się ich nazwy wraz z moimi odczuciami z nimi związanymi.

Co do filmów to oglądam ich "sporo". Są nawet tacy, którzy sądzą że oglądam niektóre zanim wejdą do dystrybucji kinowej. Muszę przyznać, że jest w tym trochę prawdy, ale winić można tutaj tylko dystrybutorów filmów w Polsce, potrafiących wprowadzić dzieło z kilku miesięcznym poślizgiem na duży ekran w porównaniu do USA czy krajów na zachód od Odry. Ostatni tego typu przykład to Dorian Gray, który całkiem niedawno pojawił się na polskiej ziemi a ja to nawet już nie pamiętam. kiedy go widziałem, ale chyba w zeszłym roku...

Jak na pierwszy wpis myślę że wystarczy ;P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz